Memy polityczne – śmiać się czy płakać?
Przeglądając wysyp memów z Jarosławem Kaczyńskim zastanawialiśmy się, na co właściwie patrzymy. To wiec czy karnawał? Polityka czy rozrywka? A może jedno i drugie?
Współautorami tekstu są Marcin Giełzak i Adam Bęczkowski.
Zbyt wiele miejsca i czasu poświęciliśmy badaniu tych gorszych aspektów cyfrowego Tłumu, żeby nie poznać linczu internetowego, gdy go widzimy. Jesteśmy bardzo czuli na stadne odruchy, które wyzwalają media społecznościowe i bardzo świadomi tego, jak bardzo destruktywne potrafią być. Tym razem jednak można chyba mówić o starej, dobrej satyrze politycznej, niż o kolejnym masowym zrywie bezmyślnego hejterstwa. Zanim jednak przejdziemy do rzeczy – dwa słowa wstępu, które pokażą, że krytyczni jesteśmy nie tylko wobec polityków.
Cyfrowi pamfleciści
W niedawnym wywiadzie dla “Press” Edwin Bendyk powiedział, że w dobie Rewolucji Francuskiej też byli hejterzy – po prostu wtedy nazywano ich pamflecistami. Jego zdaniem było to coś na kształt blogosfery epoki druku: pierwszy raz w dziejach ludzie całkiem przypadkowi dostali do ręki potężne narzędzie kształtowania opinii publicznej. Z jednej strony mieliśmy więc oświeceniową “Republikę Listów” Woltera, Rousseau i Franklina, z drugiej – tysiące anonimowych pamflecistów odurzających się drwiną i nienawiścią. Nie musimy chyba mówić, które dzieła były bardziej poczytne.
Trzeba przyznać, że pamfleciści, po dziś dzień, trzymają się mocno. Pod wieloma względami są bardziej wpływowi nie tylko od filozofów, ale i od dziennikarzy. Są też znacznie liczniejsi, bo niczego nie muszą drukować. Ten, kto powiedział, że papier wszystko przyjmie, najwyraźniej nie miał okazji zapoznać się z blogosferą czy przejrzeć paru wpisów na Salon24. Wyścig na dno trwa jednak dalej, bo teraz każdy może być publicystą dzięki swojej facebookowej czy twitterowej tablicy. Nie musi nawet nic pisać. Wystarczy, że widząc zabawny obrazek, kliknie “udostępnij”. To, co rzuca się w oczy w przypadku politycznych memów, to nie tylko tempo z jakim się rozprzestrzeniają, ale też automatyzm z jakim to się dzieje. Zabawne? Podajemy dalej. Memy nie zyskują na popularności, bo są prawdziwe. Wirusowość nie jest miarą autentyczności. Mem trafia do tysięcy ludzi, bo jest śmieszny.
Trzymając się analogii Bendyka, spróbujmy sobie wyobrazić, że jest rok 1789. Jeśli pójść jego tropem myślenia do końca, musielibyśmy założyć, że większość poddanych Ludwika XVI śledziłaby zajścia w Bastylii opierając się wyłącznie na karykaturach, satyrach i dowcipach. Każdy by wiedział komu przekrzywiła się peruka, nikt nie kojarzyłby, czego domaga się stan trzeci. Dziesięć lat temu Jon Stewart mówił, że przeraża go, że programy rozrywkowe, takie jak jego własny czy Billa Mahera, zastępują ludziom wiadomości. Dzisiaj nawet Comedy Central wydaje się zbyt poważne – i nudne. Godne uwagi staje się tylko to, co da się obrócić w żart.
Jaki to ma związek z niedawną karierą Kaczyńskiego w social media? Proponujemy zakład. Weźmy tych, którzy udostępniają memy, o których mowa (opcja contra) oraz tych, którzy wymyślają je w sekcji komentarzy (opcja pro) i wyślijmy im krótką ankietę. Zapytajmy, kiedy Polska weszła do NATO, z jakich etapów składał się proces akcesyjny i kto je nadzorował. I wreszcie: o co chodziło w warszawskim szczycie Paktu i co na nim ustalono? Gwarantujemy, że większość – po obydwu stronach – nie będzie mieć o tym pojęcia. Jedni, bo uwierzyli w fałszywą wersję historii, drudzy – bo nie znają tej historii. Ale wszyscy mają swoje memy, które wystarczą im za wiedzę i argumenty.
Tyle lamentowania. Wróćmy do faktów. Wszystko zaczyna się od głównego wydania wiadomości TVP z 7 lipca. W materiale poświęconym drodze Polski do NATO pojawia się wzmianka, że twórcami tej koncepcji są Krzysztof Czabański i ówczesny redaktor naczelny tygodnika Solidarność Jarosław Kaczyński. Równocześnie w tym samym materiale wskazuje się, że przeciwnikami akcesu do struktur północnoatlantyckich byli między innymi minister Krzysztof Skubiszewski, środowiska Unii Demokratycznej bądź dziennikarze Gazety Wyborczej. Pierwszym rządem, który działał na rzecz członkostwa Polski w NATO dziennikarze wiadomości uznali gabinet Jana Olszewskiego, pomijając rządy Tadeusza Mazowieckiego i Krzysztofa Bieleckiego. Pominięty został również wkład Bronisława Geremka czy polityków lewicy działających na rzecz członkostwa w NATO. Równocześnie na Stadionie Narodowym w trakcie szczytu można było zapoznać się z wystawą pokazująca drogę do NATO i podsumowującą dotychczasowe lata członkostwa Polski. Była to zmodyfikowana wersja prezentacji sprzed dwóch lat – “Polska w NATO”. Usunięto z niej zdjęcia pokazujące Bronisława Geremka podpisującego protokół o przystąpieniu do struktur NATO czy Bronisława Komorowskiego i Tomasza Siemoniaka. W ich miejsce pojawili się m.in. Jan Olszewski, Lech Kaczyński czy Andrzej Duda.
8 lipca Radosław Sikorski publikuje tweet, który od tej pory stanie się wzorem dla wszystkich pozostałych memów:
Min. Waszczykowski podpisuje traktat o przystąpieniu Polski do NATO. Asystują B.Szydło, J.Kaczyński i A.Macierewicz. pic.twitter.com/XfejmtKBbH
— Radosław Sikorski (@sikorskiradek) 8 lipca 2016
Znaczna część opinii publicznej uznała, że rząd i będąca wyrazicielem jego opinii publiczna telewizja poszły o krok za daleko i spotkały się z zasłużoną krytyką. To, że przybrała ona zabawną i rozrywkową formę, nie świadczy samo w sobie o tym, że była ona niezasłużona. Gorliwość w wyśmiewaniu była funkcją nadgorliwości w komplementowaniu prezesa. Tak, wszystko zaczął były polityk, ale internauci szybko wzięli sprawy w swoje ręce. Nie wydaje się też, aby wielu z nich zdawało sobie sprawę, jak to się zaczęło. Ustalenie źródła memu wymagało wielu godzin poszukiwań w sieci.
Nie mamy większych wątpliwości, że ci sami internauci chętnie wypomną Sikorskiemu jego wpadki – tak, jak to robili w przypadku ośmiorniczek. Wtedy też chętnie napiszemy relację. A tym, którzy zarzucą nam stronniczość, możemy powiedzieć jedno: nadal uważamy, że najlepsze są memy z Aleksandrem Kwaśniewskim.
Współautorami tekstu są Marcin Giełzak i Adam Bęczkowski.