Ćwierka się o zmianach na Twitterze
140 znaków i chronologia. To, co tak charakterystyczne dla Twittera, niedługo może stać się przeszłością. Od miesięcy mówi się, że serwis czekają duże zmiany. Zmiany, mogące przyciągnąć do niego nowych użytkowników lub doprowadzić do zmierzchu społeczności.
Zawsze tłoczno, zawsze na bieżąco
Twitter żyje w ekstremalnym tempie. To właśnie tam rozmawia się o wypowiedzi polityka, strzelonym golu, czy zapowiedziach kulturalnych w czasie rzeczywistym. To sprawia, że Twitter jest zawsze w centrum wydarzeń. Miesięcznie serwis odwiedza 320 milionów użytkowników, w tym ponad 3 miliony z Polski. Nie każdy jednak staje się miłośnikiem Twittera od razu. Inne serwisy społecznościowe skłaniają nas do utrzymywania kontaktu z ludźmi, których już znamy. Twitter umożliwia obracanie się w kręgu osób i informacji, które nas interesują, a nie tych, z którymi, z jakichś powodów, musimy utrzymywać kontakt.
Kluczowa różnica między Facebookiem a Twitterem:
Na Facebooku są Twoi znajomi. Na Twitterze są Twoi nowi znajomi.
— Krzysztof Kotkowicz (@LANcaster) 26 października 2014
Aktualność, dynamika i bezpośredniość interakcji tworzy w użytkownikach poczucie związania ze społecznością, dzięki której im więcej spędzamy czasu na Twitterze, tym bardziej chcemy na nim być. Tworzyć społeczność, która jednocześnie chce mówić i słuchać milionów innych użytkowników. Tak działa nasz mózg i zostało to udowodnione naukowo.
Wierzchołek góry lodowej
Problemy finansowe, z którymi zmaga się Twitter, nie są żadną tajemnicą. Lata na rynku sprawiły, że – z punktu widzenia użytkownika – serwis wzmacnia swoją rolę jako medium, staje się narzędziem komunikacji coraz większej liczby osób, a mimo to nadal nie potrafi sam siebie finansować. Od kwietnia 2015 wartość Twittera na giełdzie drastycznie spada, a w styczniu bieżącego roku z rady nadzorczej odeszło aż czterech członków. Z każdej strony docierają głosy, że serwis chyli się ku ostatecznemu upadkowi. Szczerość, jaka wypływa z raportów serwisu pokazuje, że Twitter zdaje sobie sprawę, że jeśli nie zmieni swojej polityki, nie utrzyma się. Paradoksalnie, nawet na minutę nie staje się martwym miejscem, a liczba użytkowników, i pisanych przez nich Tweetów, wzrasta. Tylko nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, jak na tym zarobić.
W którą stronę?
Jednym z pierwszych kroków, jakie podjął Twitter, było zniesienie limitu znaków w wiadomościach prywatnych i możliwość tworzenia konwersacji. Miało to uczynić serwis miejscem przyjaźniejszym do prywatnych rozmów i zatrzymać użytkowników, którzy przenosili się na inny kanał komunikacji. Teraz swobodna rozmowa jest możliwa, jednak nadal niezbyt wygodna. W międzyczasie gwiazdki, oznaczające dodanie Tweeta do ulubionych, zostały zastąpione przez serduszka, dodano możliwość tworzenia ankiet, a w testach jest opcja dodawania GIFów. Powszechne stały się reklamy.
To właśnie na nich ostatnio skupia się Twitter. Kiedyś serwis był całkowicie wolny od reklam, teraz korzystając z oficjalnych aplikacji użytkownicy co chwilę spotykają się z wpisami promowanymi, które pojawiają się na timelinie i po wejściu w szczegóły Tweeta. Reklamy mogą niedługo zagościć również na profilach użytkowników. Funkcja ta jest obecnie w fazie testów, a jej pojawienie się ma przynieść zyski z osób niemających konta, klikających w profile z wyszukiwarki Google. Nieoficjalnie mówi się też o ostrożności działań Twittera, który nie wyświetla reklam wpływowym użytkownikom po to, aby nie zniechęcać ich do korzystania z serwisu. Jednak to nie wszystkie zmiany, jakie Twitter planuje.
Zamach na wizerunek
Groźba pojawienia się anachronicznego timeline’u wisiała w powietrzu od dawna, jednak dopiero grudzień przyniósł potwierdzenie tej informacji. Takie sortowanie treści znamy z Facebooka, który wyświetla posty według swojego własnego algorytmu. Do tej pory chronologiczne sortowanie wpisów jest jedną z najbardziej charakterystycznych cech Twittera, to właśnie ona sprawia, że serwis jest ciągle żywy i angażuje swoich użytkowników.
Dear @Twitter. You are not Facebook. You are a real time news and communication platform. Emphasis on time. Time is chronological.
— Tim V (@sirencio) 8 grudnia 2015
Wszyscy wiemy, jak działa algorytm Facebooka, który za nas decyduje, które treści chcemy oglądać. W praktyce ilekroć nie wejdziemy na Facebooka, widzimy te same wpisy. Dla osób, które przywykły do dynamiki dostarczanych informacji, statyczny timeline jest po prostu… nudny.
Dziesięcioma tysiącami znaków w Tweecie straszono chyba z każdej strony. Ponad 70-krotne zwiększenie limitu znaków przez kilka dni spędzało sen z powiek społeczności Twittera i blogom technologicznym, a echo okrzyków nienawiści, oburzenia i strachu do tej pory wisi w wirtualnej przestrzeni. Informacja obiegła świat na początku stycznia, jednak Twitter do tej pory nie odniósł się do niej oficjalnie. Z technicznego punktu widzenia na timeline wpis miałby nadal zawierać 140 znaków i dopiero po kliknięciu na szczegóły pokazałyby się pozostałe 9860. Więc o co tyle krzyku?
Mikroblog
Serwis może wiele stracić na tych zmianach, ale może też wiele zyskać. Wszystko zależy od tego, jak podejdą i jak je wykorzystają sami użytkownicy. Większa ilość znaków w Tweecie to ukłon w stronę blogerów i publicystów, którzy będą mogli wykorzystywać Twittera jako platformy do publikacji własnych treści. Dzięki temu użytkownicy przestaną klikać w linki prowadzące na zewnątrz, a jeszcze więcej czasu oddadzą Twitterowi. To ma szanse przełożyć się na realne zyski z reklam i przyciągnąć tych, którzy serwis już znają, a ograniczenie znaków traktowali jak ograniczenie ich wolności do wypowiedzi. Nikt też nie jest w stanie nikogo zmusić zarówno do tworzenia, jak i czytania dłuższych treści. Każdy użytkownik wykorzysta swoje konto jak tylko będzie chciał. Sam Twitter nie straci swojej unikalności, a otworzy się na świat, na który do tej pory patrzył stuczterdziesto znakowym ograniczeniem.
Społeczność nie lubi zmian. Wieloletnia obserwacja różnych środowisk w Internecie utwierdziła mnie w przekonaniu, że ludziom ciężko dogodzić, ale najciężej dogodzić Internautom, bo ci, pozostając anonimowi krzyczą najgłośniej. We wprowadzaniu zmian we własnym produkcie ważna jest komunikacja z klientem. Nie tyle samo pytanie, czy mu się to spodoba, ale informacja i dialog mający na celu wyjaśnienie, dlaczego może na tym skorzystać. Niestety Twitter ma problemy z komunikacją ze swoimi użytkownikami. Brak oficjalnych komunikatów i duża ilość znaków zapytania nie sprzyja wizerunkowi. A szkoda, bo ta zmiana ma w sobie duży potencjał, a użytkownicy, nawet na początku zdenerwowani i sceptyczni, w końcu zapomną o urazach i realizując plan serwisu, tweetną. Nawet i w dziesięciu tysiącach znaków.
Jestem przekonany, że po podniesieniu limitu znaków w Tweecie na 10 tys. każda nasza myśl będzie ciągle jeden znak ponad limitem.
— Michał (@mikeyziel) 5 stycznia 2016
Istnieje jednak spora obawa, że pokolenie tl;dr (too long; didn’t read) nigdy nie dotrze do końca. Ale z tym już raczej nic nie zrobimy.
Światełko w tunelu Twittera
Zawsze zostaje nadzieja, że mimo zmian, które wprowadza Twitter, to właśnie użytkownik będzie miał decydujące zdanie w kwestii tego, jak będzie wyglądał jego timeline. Wystarczy kilka opcji w ustawieniach, by mieć jednocześnie z tych zmian wielkie korzyści i nadto nie irytować zakochanych w obecnej formie serwisu użytkowników. Na miejscu Twittera, i tak mającego niemałe problemy, tak właśnie bym postąpiła.